Standard
gdy narzekasz że
znów poniedziałek
szósta piętnaście
pospieszny łyk
herbaty gorzkiej jak
wczorajszy sen
w pół urwany
przez cholerny budzik
niedokończony
a smak dnia wczorajszego
kacem sumienia zastąpiony
że rachunki szkoła praca
i że wiosna wciąż nie wraca
i gdy łabędzia skrzydłami trzepoczącego
też brakiem słońca zmęczonego
wśród porannych chmur
serca twego niewdzięcznego
dostrzec nie możesz
przypomnij sobie
że wciąż krew
zamiast za ojczyznę za brata
za jeszcze jeden wschód słońca
bohatersko rozlana
w twych żyłach płynie
i nie zginie
może do wieczora
może do jutra
do kolejnego porannego
budzika tykania
i że prawie już
środa i że
łabędzia na plaży
i belgijskich frytek
na Świętojańskiej
i życia
szkoda